Nareście. Już się nie mogę
doczekać. Wyjazd na te warsztaty do Londynu daje mi takie
możliwości! Na pewno poznam kilku nowych znajomych, ale najpierw
muszę się pożegnać z Milą. Szkoda, że nie może jechać.
Zbiegłam po schodach na dół najszybciej jak mogłam. Czekałam na
mnie w kuchni pijąc sok pomarańczowy,
- Nareście zeszłaś gwiazdo. Czekam
już pięć minut! - udała oburzenie, a chwilę potem roześmiała
się.
- Musiałam ogarnąć te wszystkie
rzeczy z podłogi.
- No dobra. Zostało ci jeszcze coś? -
spytała.
- Trochę, ale to już sama sobie
posprzątam. Jeszcze tego brakuje, żebyś ty mi sprzątała.
- Nie poznasz go jak wrócisz – jej
błysk w oczach nie wróżył nic dobrego.
- NIE!Tylko nie mój pokój! Znęcaj
się nad kimś innym! Idź do mojego brata. - próbowałam zrobić
minę kota ze Shreka.
- Dobra, dobra koniec. Kiedyś się do
niego dobiorę.
- Wiesz...? Będzie mi cie brakowało.
- Mi ciebie bardziej – wtuliłam się
w nią.- Tylko nie zapomnij meldować się codziennie. I weź mi kup
coś szałowego.
- Okey. Coś znajdę.
Niechętnie przytuliłam brata. Wlazłam
do samochodu przygnieciona moimi torbami, które nie zmieściły się
w bagażniku.
- Jedzie tylko na dwa tygodnie, a
pakuje się jakby wyprowadzała się z domu – marudziłam mama.
- Oj mamo...
- Dobra, dobra. Nic nie mówiłam.
Droga na lotnisko upłynęła w ciszy.
Smutna patrzyłam za szybę widząc te same bloki co zwykle. Chciałam
zapamiętać moją okolicę. W Londynie nie będzie tak samo. Te
ulice, centra handlowe, bary, kluby... Od razy poprawił mi się
humor. Po paru minutach szukania wolnego miejsca na parkingu samochód
w końcu stanął. Obładowana walizkami i torbami udałam się do
właściwego przejścia machając wolną dłonią rodzicom.
- Nie zapomnij zadzwonić jak
wylądujesz – krzyknął tata.
- Dbaj o siebie i ubieraj się ciepło
– zawtórowała mama.
- Przecież jest czerwiec! - buntowałam
się.
Mama nie zdążyła odpowiedzieć bo
tłum ludzi wepchnął mnie na pokład samolotu. Zajęłam miejsce z
przodu i po paru minutach zaczęłam żałować. Obok mnie
stewardessy posadziły mężczyznę, który bał się latać. Darł
się i wykrzykiwał wniebogłosy. Nie wiem, jak przy tym zasnęłam.
Obudziłam się dopiero pół godziny przed lądowaniem w Londynie.
Ludzie zaczęli się kręcić i szukać swoich rzeczy. Na lotnisku
czekała ciocia Alicja. Nie znałam jej za bardzo, przyjednała tylko
czasem na święta, mimo to lubiłam ją. Jej słomkowy kapelusz
wyróżniał się wśród tłumu. Ruchem dłoni przywołała mnie.
- O! Weronika! Jak ty urosłaś! Jesteś
teraz strasznie podobna do taty, ale twarz masz po mamusi! Jak minęła
podróż? Pewnie jesteś strasznie głodna. Nie miałam czasu nic
ugotować, ale znam świetny bar. Na pewno ci się spodoba......
Zaczęła swoją paplaninę. Ja co
jakiś czas odpowiadałam i potakiwałam głową. W przytulnym,
trochę staromodnym barze zamówiłam hamburgera i frytki z colą.
Nigdy się nie martwiłam kaloriami. Mimo że dużo jadłam nie
mogłam przytyć. Robiono mi różne badania, ale w końcu
stwierdzono, że taki mój urok i już.
- Kochanie, zabiorę cie teraz do
mojego mieszkanka. Jest urocze. Będziesz miała pokój z widokiem na
park. Jak się rozpakujesz puszczę cie do jakiegoś clubu. Mama nie
musi wiedzieć – puściła do mnie oko.
- Ciociu nie obraź się, ale jestem
zmęczona. Położę się spać i jutro się zabawię.
- Och! Na śmierć zapomniałam, że ty
dopiero leciałaś. Wybacz złotko. Chodź jedźmy.
Dom cioci znajdował się paręset
metrów od baru. Kobieta mieszkała w białej kamienicy przy mniej
ruchliwej drodze. Dom był w nowoczesnym stylu. Wchodząc do
mieszkania trafiałaś do wielkiego, otwartego salonu połączonego z
kuchnia i biurem. Mój pokój znajdował się przy kuchni. Nie był
duży. Mieściło się w nim pojedyncze łóżko, komoda, trzy półki
na ścianach i biurko pod oknem. Ściany miały kremowo-różowy
odcień. Pokój ciocia urządziła trochę w francuskim, romantycznym
stylu. Położyłam moje torby na podłodze przy komodzie, wyjęłam
kosmetyczkę i pomaszerowałam do łazienki na przeciwko głównej
sypialni. Odświeżona i umyta położyłam się do łóżka z
uśmiechem na ustach, ale po chwili znikł. Zapomniałam zadzwonić
do rodziców. Wygrzebałam komórkę i wybrałam numer. Odebrali po
dwóch sygnałach.
- O córeczko! Czemu nie dzwonisz?
- Dopiero co przyleciałam, a poza tym
poszłam z ciocia coś zjeść.
- Mam nadzieje, że nie napychasz się
już tymi fast foodami.
- Nie mamusiu. Ciocia dba o mnie-
miałam nadzieję, że to pierwsze kłamstwo ujdzie mi na sucho.
- Jak wrażenia z Londynu? - spytała z
zaciekawieniem.
- Cudowne miasto. Takie piękne i
tętniące życiem.
- Ciesze się , że się dobrze bawisz.
- Nie mogę się doczekać, aż zacznę
warsztaty.
- A ja już tęsknie za tobą. Idę już
spać bo u nas już 23. Ty tez się wcześnie połóż!
- Dobrze mamo, dobranoc.
- Dobranoc, śpij dobrze.
Rozłączyłam się. Wygrzebałam się
jeszcze z łóżka powiedzieć dobranoc cioci. Głupio mi było tak
zasnąć bez pożegnania. Leżąc na łóżku wsłuchiwałam się w
odgłosy jadących samochodów. Jutro zaczynam nowe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz