wtorek, 10 kwietnia 2012

1. Czemu nie dzwonisz?


Nareście. Już się nie mogę doczekać. Wyjazd na te warsztaty do Londynu daje mi takie możliwości! Na pewno poznam kilku nowych znajomych, ale najpierw muszę się pożegnać z Milą. Szkoda, że nie może jechać. Zbiegłam po schodach na dół najszybciej jak mogłam. Czekałam na mnie w kuchni pijąc sok pomarańczowy,
- Nareście zeszłaś gwiazdo. Czekam już pięć minut! - udała oburzenie, a chwilę potem roześmiała się.
- Musiałam ogarnąć te wszystkie rzeczy z podłogi.
- No dobra. Zostało ci jeszcze coś? - spytała.
- Trochę, ale to już sama sobie posprzątam. Jeszcze tego brakuje, żebyś ty mi sprzątała.
- Nie poznasz go jak wrócisz – jej błysk w oczach nie wróżył nic dobrego.
- NIE!Tylko nie mój pokój! Znęcaj się nad kimś innym! Idź do mojego brata. - próbowałam zrobić minę kota ze Shreka.
- Dobra, dobra koniec. Kiedyś się do niego dobiorę.
- Wiesz...? Będzie mi cie brakowało.
- Mi ciebie bardziej – wtuliłam się w nią.- Tylko nie zapomnij meldować się codziennie. I weź mi kup coś szałowego.
- Okey. Coś znajdę.
Niechętnie przytuliłam brata. Wlazłam do samochodu przygnieciona moimi torbami, które nie zmieściły się w bagażniku.
- Jedzie tylko na dwa tygodnie, a pakuje się jakby wyprowadzała się z domu – marudziłam mama.
- Oj mamo...
- Dobra, dobra. Nic nie mówiłam.
Droga na lotnisko upłynęła w ciszy. Smutna patrzyłam za szybę widząc te same bloki co zwykle. Chciałam zapamiętać moją okolicę. W Londynie nie będzie tak samo. Te ulice, centra handlowe, bary, kluby... Od razy poprawił mi się humor. Po paru minutach szukania wolnego miejsca na parkingu samochód w końcu stanął. Obładowana walizkami i torbami udałam się do właściwego przejścia machając wolną dłonią rodzicom.
- Nie zapomnij zadzwonić jak wylądujesz – krzyknął tata.
- Dbaj o siebie i ubieraj się ciepło – zawtórowała mama.
- Przecież jest czerwiec! - buntowałam się.
Mama nie zdążyła odpowiedzieć bo tłum ludzi wepchnął mnie na pokład samolotu. Zajęłam miejsce z przodu i po paru minutach zaczęłam żałować. Obok mnie stewardessy posadziły mężczyznę, który bał się latać. Darł się i wykrzykiwał wniebogłosy. Nie wiem, jak przy tym zasnęłam. Obudziłam się dopiero pół godziny przed lądowaniem w Londynie. Ludzie zaczęli się kręcić i szukać swoich rzeczy. Na lotnisku czekała ciocia Alicja. Nie znałam jej za bardzo, przyjednała tylko czasem na święta, mimo to lubiłam ją. Jej słomkowy kapelusz wyróżniał się wśród tłumu. Ruchem dłoni przywołała mnie.
- O! Weronika! Jak ty urosłaś! Jesteś teraz strasznie podobna do taty, ale twarz masz po mamusi! Jak minęła podróż? Pewnie jesteś strasznie głodna. Nie miałam czasu nic ugotować, ale znam świetny bar. Na pewno ci się spodoba......
Zaczęła swoją paplaninę. Ja co jakiś czas odpowiadałam i potakiwałam głową. W przytulnym, trochę staromodnym barze zamówiłam hamburgera i frytki z colą. Nigdy się nie martwiłam kaloriami. Mimo że dużo jadłam nie mogłam przytyć. Robiono mi różne badania, ale w końcu stwierdzono, że taki mój urok i już.
- Kochanie, zabiorę cie teraz do mojego mieszkanka. Jest urocze. Będziesz miała pokój z widokiem na park. Jak się rozpakujesz puszczę cie do jakiegoś clubu. Mama nie musi wiedzieć – puściła do mnie oko.
- Ciociu nie obraź się, ale jestem zmęczona. Położę się spać i jutro się zabawię.
- Och! Na śmierć zapomniałam, że ty dopiero leciałaś. Wybacz złotko. Chodź jedźmy.
Dom cioci znajdował się paręset metrów od baru. Kobieta mieszkała w białej kamienicy przy mniej ruchliwej drodze. Dom był w nowoczesnym stylu. Wchodząc do mieszkania trafiałaś do wielkiego, otwartego salonu połączonego z kuchnia i biurem. Mój pokój znajdował się przy kuchni. Nie był duży. Mieściło się w nim pojedyncze łóżko, komoda, trzy półki na ścianach i biurko pod oknem. Ściany miały kremowo-różowy odcień. Pokój ciocia urządziła trochę w francuskim, romantycznym stylu. Położyłam moje torby na podłodze przy komodzie, wyjęłam kosmetyczkę i pomaszerowałam do łazienki na przeciwko głównej sypialni. Odświeżona i umyta położyłam się do łóżka z uśmiechem na ustach, ale po chwili znikł. Zapomniałam zadzwonić do rodziców. Wygrzebałam komórkę i wybrałam numer. Odebrali po dwóch sygnałach.
- O córeczko! Czemu nie dzwonisz?
- Dopiero co przyleciałam, a poza tym poszłam z ciocia coś zjeść.
- Mam nadzieje, że nie napychasz się już tymi fast foodami.
- Nie mamusiu. Ciocia dba o mnie- miałam nadzieję, że to pierwsze kłamstwo ujdzie mi na sucho.
- Jak wrażenia z Londynu? - spytała z zaciekawieniem.
- Cudowne miasto. Takie piękne i tętniące życiem.
- Ciesze się , że się dobrze bawisz.
- Nie mogę się doczekać, aż zacznę warsztaty.
- A ja już tęsknie za tobą. Idę już spać bo u nas już 23. Ty tez się wcześnie połóż!
- Dobrze mamo, dobranoc.
- Dobranoc, śpij dobrze.
Rozłączyłam się. Wygrzebałam się jeszcze z łóżka powiedzieć dobranoc cioci. Głupio mi było tak zasnąć bez pożegnania. Leżąc na łóżku wsłuchiwałam się w odgłosy jadących samochodów. Jutro zaczynam nowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz